Ta witryna wykorzystuje pliki cookie. Dowiedz się więcej. [X]
O tym, jak spełniają się marzenia, jeśli człowiek się odważy…
Dodano: 23.05.2013 08:05

renata.kosin

Artykułów: 6
Dołączył(a): 2012-07-27
Wyslij PM

O tym, jak spełniają się marzenia, jeśli człowiek się odważy…

Kilka miesięcy temu zapytałam czytelników Centrum Rękodzieła o to, czym jest dla nich pasja twórcza i kim jest prawdziwy twórca? Sama również spróbowałam odpowiedzieć sobie na to pytanie, dochodząc do wniosku, że twórcą jest po prostu każdy, kto taką właśnie pasję – pasje tworzenia – posiada w sobie. Natomiast samych twórców spotkać można niemal wszędzie.

Najczęściej są to samorodni utalentowani pasjonaci, czasem dzielący się swoją pasją na blogach rękodzielniczych i forach, czasem skromnie wyciągający z dna szuflad i kufrów efekty swojej pracy na prośbę rodziny i znajomych, z rumieńcem zażenowania chowając je z powrotem. Nie wierząc tym, którzy ich zapewniają, że stworzyli coś niezwykłego.

lalka tilda

Twórcy bywają nieśmiałymi indywidualistami. Czasami, i trzeba to uszanować. Częściej jednak jest tak, że ludzie zarażeni twórczością gromadzą się w różnych miejscach po to, żeby dzielić się tym, co sami umieją i przy okazji jeszcze bardziej poszerzać swoje kręgi. Zarażają swoją pasją coraz większe grupy osób, nie ostrzegając przy tym, że to trwale uzależnia. Twórcy wciąż dążą do tych spotkań, wirtualnych bądź realnych, wymieniają się doświadczeniami, materiałami rękodzielniczymi. Pomagają sobie i wspierają wzajemnie. Zawiązują się przy tym przyjaźnie (wirtualne bądź realne), gdzie wiek i wszystko inne, co mogłoby ich dzielić, wobec wspólnej pasji nie ma żadnego znaczenia. A z takich znajomości i przyjaźni czasem rodzi się coś więcej. Coś, co jest w stanie czasem całkiem zmienić życie człowieka.

lalki szyte ręcznie

Kiedy ostatnio pisałam o pasjach, opowiedziałam też o mojej pasji. O pisaniu. Jakiś czas temu miałam okazję się przekonać, że to moje pisanie, a właściwie jedna z moich powieści „Mimo wszystko Wiktoria” również miała pewien udział w zmianie, jaka wydarzyła się w życiu pewnej osoby, o czym dowiedziałam się zupełnie przypadkowo. Stała się przysłowiową kroplą, która przeważyła szalę, napełnianą wcześniej przez innych. Na tej szali były marzenia tej osoby i motywacja jej przyjaciół, którzy dodawali jej odwagi. Po drugiej stronie strach. Obawa, czy poradzi sobie z nowym wyzwaniem.

O tym, czy się jej udało, opowie wam już sama:

Szyję odkąd pamiętam, chociaż przez pierwsze lata szycie zaczynało i kończyło się na przyszyciu guzika lub zacerowaniu dziury. Chociaż;)JesJ , jeśli sięgnę głębiej pamięcią, przypominam sobie, że już w szkole podstawowej szyłam pierwsze maskotki, a jako podlotek przerabiałam mamine ubrania z lat 60-tych, żeby na mnie - komunistyczne „dziecko kwiat”- pasowały. Oj! Bardzo wtedy żałowałam, że nie jestem hipiską w USA albo nie taplam się w błocie na Woodstock – no dobra, przyznaję – żałuję tego do dziś.

maskotki, prezent, upominek

Będąc w pierwszej ciąży uszyłam sobie sukienkę ciążową i to była moja ostatnia przygoda z maszyną, która przez następne 8 lat służyła tylko, jako ozdoba. Dlaczego ozdoba? Bo to była zabytkowa maszyna, na korbkę, z jednym ściegiem – jedyna pamiątka po mojej Babci, której nigdy nie poznałam. Niestety. Ciekawe jest też to, że mnie nikt nie uczył szyć. Moja Mama zawsze powtarzała, że woli wrzucić do piwnicy tonę węgla, niż przyszyć choćby jeden guzik. Z tego wynika, że krawiectwo, które chyba mam w genach, odziedziczyłam raczej po Babci i Dziadku, który też był krawcem.

Maszynę odkurzyłam kilka lat temu, kiedy prowadząc bloga służącego mi do chwalenia się tym, jak urządziłam mieszkanie i odnowiłam meble, poznałam sporo osób pozytywnie zakręconych jak ja w dziedzinie rękodzieła. Szeroko rozumianego rękodzieła. Bardzo spodobały mi się ozdoby z tkanin i lalki w stylu Tilda, dlatego pomyślałam – czemu nie miałabym spróbować? I chociaż nadal szyłam na tej zabytkowej maszynie, klnąc czasem na czym świat nie stoi, bo plątała, bo obrębiać musiałam ręcznie, to wiem, że to było mi potrzebne, żeby na nowo znaleźć czas tylko dla siebie. Odzyskać własny świat, który do tej pory kręcił się wyłącznie wokół moich trzech synów.

Zaczęłam zatem systematycznie szyć. A potem pokazywać swoje „szyjątka” na moim blogu http://zjawiskowamanufaktura.blogspot.com/ Z czasem zaczęło się tak zdarzać, że któreś trafiało do nowego właściciela, ale większość lądowała w szufladzie, bo jak można się domyślać, moi chłopcy nie chcieli bawić się lalkami.

:) A potem stało się coś, co sprawiło, że posunęłam się o kolejny krok naprzód. W minione wakacje, moja blogowa koleżanka Delfina podesłała mi książkę „Mimo wszystko Wiktoria” R. Kosin. Lektura była lekka i przyjemna. Jednak dla mnie okazała się czymś więcej. Fragmenty o sklepiku Zuzi, o wspaniałych spotkaniach w Domu Otwartym dla Pań, o robieniu tego, co się kocha i możliwości zarabiania też na tym, brzmiało jak wypowiedzenie moich marzeń na głos.

królik, zabawka

Jednak marzenia, które uwolniła książka nadal pozostałyby tylko marzeniami, gdyby nie dalszy splot szczęśliwych zdarzeń, gdyby nie blogowe koleżanki, które wierzyły we mnie bardziej niż ja sama. To dzięki nim, zabrałam swoje „szyjątka” na jarmark i pokazałam światu. I ku mojemu zaskoczeniu, światu spodobało się to, co robię, więc po pierwszym jarmarku był następny. I następny… I znów następny...

A koleżanki dalej pomagały wierzyć w siebie i wciąż namawiały, by złożyć dokumenty o dotację z UE. W końcu się zdecydowałam i przejęłam sprawy w swoje ręce. Weekend wyjęty z życiorysu, tona papierów i obliczeń, a potem czekanie, co chyba było najgorsze z tego wszystkiego. Jednak było warto. Udało się! Dotację dostałam za pierwszym podejściem! I w ten oto sposób zaczęłam nowy etap w swoim życiu, czyli samodzielne prowadzenie mojego sklepu „Zjawiskowa Manufaktura”. Na razie tylko internetowego, ale na ten stacjonarny - wymarzony, też kiedyś przyjdzie pora, w co po tym, co mnie spotkało w minionym roku, mocno wierzę.:)

Cieszę się, że się odważyłam i zachęcam do tego każdego, kto marzy, by coś zmienić w swoim życiu. Chciałabym też przy okazji bardzo, ale to bardzo podziękować wszystkim za wsparcie, a najbardziej mojej Anielicy – Alicji, która mnie motywowała, wspierała, pomagała, kopała wirtualnie w wiadome miejsce, kiedy miałam chwile zwątpienia. Chociaż tak naprawdę realnie się jeszcze nie znamy, to wiem, że zyskałam Przyjaciółkę na dobre i na złe. A tym, którzy się odważą zawalczyć o swoje marzenia, życzę też takich przyjaciół i wsparcia, jakie ja dostałam od moich.

Katarzyna Piotrowska

Szczęśliwa właścicielka sklepu http://zjawiskowamanufaktura.pl/

Dołączam się do życzeń Pani Kasi z ogromną nadzieją, że jej słowa staną się dla tych, którzy wciąż się wahają i boją się spróbować spełnić swoje marzenia dokładnie tym, czym dla niej była moja książka. Dowodem, że można, jeśli się bardzo czegoś chce. Małą kropelką, która przeważy całą szalę. Bo czasem potrzeba tylko lekkiego „prztyczka”, żeby zmusić kogoś, żeby poszedł o krok dalej. A potem zrobił jeszcze jeden krok… I jeszcze jeden…

Mam nadzieję, że ten tekst dla niektórych stanie się właśnie takim „prztyczkiem”, by pójść dalej. By zrealizować swoje marzenia.

Renata Kosin

Komentarze:

Aby dodać komentarz musisz być zalogowany.

Zaloguj się | Zarejestruj się